LEGENDY HERBOWE

Legendy herbowe ziemi pychowicko-kostrzecko-bodzowskiej


TYTUŁEM WSTĘPU

Każdy skrawek ziemi ma swoją historię. Na początku pisała ją tylko przyroda – najpierw skały i gleby, potem prymitywne organizmy żywe oraz rośliny. Po nich swoje ślady na ziemi zaczęły zapisywać kolejne organizmy żywe – owady, płazy i gady, ptaki i ssaki. I w końcu pojawił się człowiek. Najstarszymi zapisami historii ludzi są oni sami. Ich odkopywane kości oraz odciski stóp na skałach przechowane w nielicznych miejscach.

Ludzkie zapisy w historii stały się w końcu wyraźne dzięki temu, że człowiek zaczął wytwarzać wyroby związane ze swoim życiem codziennym oraz potrzebami duchowymi. Najstarsze z tych historii zachowały się do naszych czasów w formie artefaktów archeologicznych. Część z bardzo starych wydarzeń związanych z danym regionem zachowała się w nazwach miejsc i obiektów geograficznych oraz w nazwach miejscowości. Po wynalezieniu pisma, nowsze historie zaczęły być przekazywane dla potomnych w formie zapisków. Niestety bardzo wiele dokumentów pisanych z dawnych wieków zostało zniszczonych w licznych wojnach i innych kataklizmach. Dotyczy to również obszaru, na którym znajdują się trzy krakowskie osiedla, a dawniej miejscowości – Pychowice, Kostrze i Bodzów.

Kronikarz, chcąc opisać co działo się na tych terenach w dawnych czasach, posługuje się tylko nielicznymi tropami. Są wśród nich nazwy miejscowości i ich herby, jak również stosunkowo rzadkie wykopaliska archeologiczne. Wśród wykopalisk wyjątkiem jest ładna kolekcja artefaktów z celtyckiego osiedla w Pychowicach sprzed dwóch tysięcy znajdująca się w Muzeum Archeologicznym w Krakowie. Stała się ona przyczynkiem do popularyzacji tutejszej historii w ramach projektu dla dzieci „Asterix i Obelix w Pychowicach” oraz dla dorosłych „Celtowie na ziemi pychowicko-kostrzecko-bodzowskiej”. Wykopaliska uzupełniają pojedyncze zapiski z wieków średnich znajdujące się w kronikach (m.in. Jana Długosza) i pojedynczych rękopisach, które łaskawie przechowała do naszych czasów „Pani Historia”.

Dlatego najlepszą formą ujęcia historii tych ziem wydaje się być legenda. Legenda bowiem nie pretenduje do ujęcia wydarzeń z przeszłości w formie „ostatecznej prawdy”. Zbiera jednak w jedno różnorodne zapiski przeszłych wieków i pozwala współczesnemu człowiekowi poznać i posiąść swoje „duchowe korzenie”. A to duchowe zakorzenienie w konkretnym miejscu „na mapie” sprawia, że człowiek nie jest już „pyłkiem na wietrze” miotanym przez wiejące nieustannie „wiatry lub wichry dziejów”. Historia bowiem, będąc pisana codziennie na nowo, nie oszczędza nieroztropnych wędrowców niemających zakorzenienia w ziemi ojczystej. Przyjmij zatem, Drogi czytelniku, legendy związane z herbami Pychowic, Kostrza i Bodzowa.

Autor

Pychowice Stare (obejmujące teren Kostrza i Bodzowa)


Herb: czerwony krzyż jerozolimski na białym tle otoczony podkową w tymże kolorze zwróconą do góry, z literami „D. M. A.”

Było to w dawnych czasach, kiedy zaczęło tworzyć się państwo Polan. Na terenach dzisiejszej Małopolski istniało słowiańskie państewko Wiślan, którego stolicą był gród Kraków, założony przez króla Kraka. Było ono jednym z potężniejszych na terenach położonych na północ od Karpat. Jego władcy podbili kilka innych plemion lechickich. Jeden z nich o imieniu Wisław czuł się szczególnie mocnym, bo pokonał niedawno Mistka, jednego z pomniejszych władców plemion sąsiednich. Jego samego sprowadził do swego grodu i uwięził w lochu zbudowanym nad pieczarą zwaną „Smoczą jamą”.

Tymczasem zbierała się burza nad głową księcia Wisława. Na terenach dzisiejszych naszych południowych sąsiadów istniało państwo wielkomorawskie. Jeden z jego władców, Rościsław, przyjął chrzest wraz ze swoimi poddanymi z rąk kapłanów frankijskich. Po śmierci Rościsława, jego następca, książę Świętopełk, nawiązał ściślejsze kontakty z potężnym basileusem z Bizancjum. Książę zgodził się też, aby na jego ziemie przybyli świętobliwi mężowie Cyryl i Metody, by głosić nauki o Jezusie Chryście, Synu Boga, który też jest Bogiem i do tego kocha każdego człeka. Bracia Cyryl i Metody ponadto zaproponowali, że nauczą miejscową ludność pisać i czytać w ich własnym słowiańskim języku, dla którego to języka wymyślą odpowiednie litery. Uzyskali zgodę księcia Świętopełka. Wkrótce owi świętobliwi mężowie opracowali alfabet zwany cyrylicą i dokonali przekładu Nowego Testamentu na język słowiański. Wielu wtedy uwierzyło w dobrego Boga, o którym mówiła święta Księga. Świętobliwi bracia cieszyli się poparciem władcy, a Morawianie bardzo ich lubili i szanowali. Rosła liczba uczniów Chrysta. Niektórzy z nich poszli do sąsiednich krain głosić Dobrą Nowinę.

Książę Świętopełk zapragnął również mieć udział w pozyskaniu dla Jezusa Chrysta nowych wyznawców. Dlatego wysłał do sąsiednich władców, czczących różne bóstwa, posłańców z propozycją przyjęcia nowej wiary. Takie poselstwo dotarło również do Krakowa, do księcia Wisława. Ten hardo odpowiedział wysłannikom Świętopełka, że pozostanie wierny Świętowitowi, Perunowi i Niji.

Posłowie powróciwszy z kraju Wiślan przekazali swemu księciu, że władca Wiślan jest „silny wielce” i nie chce przyjąć nowej wiary. Książę Świętopełk był gotów wypowiedzieć mu wojnę. Jednak biskup Metody przekonał go, aby odłożył oręż, bo nie godzi się siłą nawracać pogan na wiarę. Postanowili wspólnie wysłać na dwór księcia jednego z kapłanów z misją przekonania opornego księcia. Misjonarz zawiózł Wisławowi specjalny list biskupa, w którym zachęcał on księcia do przyjęcia chrześcijańskiej wiary. W liście znalazło się też prorocze ostrzeżenie, że książę może być w przyszłości zmuszony do ustępstw, a nawet utracić tron. Niedługo spełniły się słowa świętobliwego męża.

Jakiś błahy powód spowodował, że wojska księcia wielkomorawskiego wtargnęły do państwa Wiślan. Wojsko Wisława poniosło klęskę, a on sam dostał się do niewoli. Tron wiślański dostał się Mojmirowi z Wiślicy. Ten wszedł w układy z władcą wielkomorawskim i przyjął jego warunki. Kapłani chrześcijańscy mogli spokojnie głosić swoją naukę. Nowy władca ochrzcił się wraz z całym dworem w wybudowanym do tego specjalnie kościółku w rodzimej Wiślicy. Choć Wisław został pokonany i uwięziony, to jednak pozostała po nim grupa jego byłych wojów, którzy skryli się w lasach i zajęli się łupieniem kupców oraz okolicznej ludności. Wśród rabusiów w okolicach grodu Kraka pierwsze miejsce zajmował Pycho. Należał on niegdyś do drużyny książęcej.

Był bardzo silny. Bił się wyśmienicie, ale jednocześnie był niesamowicie zarozumiały. Pycha była jego ozdobą. Z tego względu ludzie nazywali go „Pycho”, z czego był bardzo dumny. Jego prawdziwe imię zaginęło w mrokach dziejów, ponieważ nikt w końcu go nie używał. To samo stało się ze znajomością jego pochodzenia. Pycho z dnia na dzień stawał się coraz bardziej bezczelny i okrutny wobec ludzi. Stopniowo zgromadził wokół siebie podobnych sobie rzezimieszków.

Pycho po opuszczeniu Wawelu przeprawił się na drugą stronę Wisły. Za swoje terytorium obrał trudno dostępne, otoczone mokradłami bory leżące na wapiennych skałkach, gdzie dziś znajdują się miejscowości Pychowice, Kostrze i Bodzów. Wybrał to miejsce również dlatego, że tam na trzech wzgórzach znajdowały się schowane w gęstwinach ośrodki kultu pogańskiego – Peruna, Dziada i Leśnej Baby, którym Pycho oddawał cześć. Tam, ze swoimi kamratami, za pomocą niewolników zamienił miejsce kultu Peruna – leżące na terenie dzisiejszych Pychowicach – w umocnioną siedzibę. Na szczycie pychowickiej górki, wokół domostwa i stojącego obok posągu pogańskiego bóstwa, zbudował z ziemi, drewna i kamienia wał. Ponieważ było to miejsce bardzo trudne do zdobycia, Pycho czuł się bezkarny i mógł spokojnie terroryzować okoliczną ludność oraz urągać przy tym nowemu księciu. Stąd rzezimieszek ze swą bandą dokonywali wypadów rabunkowych na miejscową ludność, grabiąc, mordując oraz łapiąc ludzi i sprzedając ich potem jako niewolników do dalekich krajów. Miejscowa ludność tereny te nazwała szybko „Pychowice” i starała się je omijać z daleka.

Tymczasem w świcie biskupa przybył na dwór krakowski hiszpański szlachcic Rodrigo Neleib de Gijón, syn kasztelana asturyjskiego zamku Gijón. Już jako 12-letni chłopiec był w oddziale swojego ojca pomagając w obronie ojczyzny i wiary, w zmaganiach z nawałą islamu. Zalety i umiejętności rycerskie, w tym zdolności dowódcze sprawiły, że jako 18-letni młodzieniec został jednym z dwunastu rycerzy króla Alfonsa III Wielkiego powołanym do bractwa Obrońców Królestwa oraz elitarnego bractwa Rycerzy Królowej. Z wyprawy do Palestyny przywiózł jako swój znak krzyż jerozolimski oraz podkowy dla konia, wynalezione jakiś czas temu na Wschodzie. Z rozkazu króla udał się na dwór papieski do Rzymu, gdzie poznał biskupa Metodego i zaprzyjaźnił się z nim. Przystał do świty biskupiej i najpierw trafił na dwór księcia Świętosława, a pewnego dnia dotarł nad Wisłę, do miasta Kraka.

Pewnego zimowego poranka, w czasie jednej z rozmów, Rodrigo dowiedział się od księcia Mojmira o jego wielkim zmartwieniu. W państwie grasowały bandy rabusiów, wśród których najgorszym był były rycerz poprzedniego księcia – rozbójnik Pycho, którego do tej pory nie udało się nikomu pokonać. Rodrigo odpowiedział księciu: „Daj mi, książę panie, kilka dni, a z Bożą pomocą zwyciężymy Pycho. Albowiem Jezus Chryst przyszedł, aby pokonać grzech, zwłaszcza pychę”. Poprosił biskupa Metodego o wsparcie modlitewne.

Świętobliwy biskup i Rodrigo ze swoim oddziałem podjęli trzydniowy post połączony z modlitwami. W międzyczasie rycerz z dalekiego kraju pojechał na rekonesans. Mógł podjechać blisko siedziby rozbójników, albowiem Wisła zamarzła, a on miał konia wyposażonego w nieznane wśród Słowian podkowy. Zima spowodowała, że również bagna wokół siedziby Pycha zamarzły. Kilka dni później, wczesnym rankiem, jeszcze przed świtem, Rodrigo ze swoim przybocznym oddziałem wyposażonym w konie z podkowami, wyruszył szybkim marszem po lodzie w kierunku siedziby bandytów. W krótkim czasie dotarli po wiślanym lodzie na wysokość Pychowic. Nastał świt. Podkowy umożliwiły koniom wspinanie się po oblodzonych skałkach. Po niedługim czasie byli już pod siedzibą Pycha. Zajęli ją bez większego problemu, albowiem rozbójnicy spali przykryci ciepłymi skórami śniąc o swojej potędze. Rodrigo pojmał bandytów i uwolnił niewolników. Spalił posąg Peruna i obsadził miejsce przybyłymi wkrótce wojami księcia Wiślan. Spokojnie ruszył z powrotem w kierunku zamku na Wawelu.

Jadąc zastanawiał się jak przekazać nowinę o odniesionym zwycięstwie Mojmirowi i jego dworowi oraz swojemu przyjacielowi, biskupowi Metodemu. W pewnym momencie przypomniały mu się starożytne słowa Juliusza Cezara, który po błyskawicznej, zwycięskiej wojnie z królestwem Pontu podsumował całą kampanię wojenną trzema łacińskimi słowami: Veni, vidi, vici (Przybyłem, zoba czyłem, zwyciężyłem). Już wiedział. Po przybyciu do zamku podszedł z uśmiechem na twarzy do zacnego grona czekającego na jego powrót i powiedział po łacinie: Procul veni, vidi, Pycho victa, Deus vici (Z daleka przybyłem, zobaczyłem, zwyciężony Pycho, zwyciężył Bóg). Biskup Metody przetłumaczył księciu krakowskiemu i jego dworzanom wypowiedziane zdanie, objaśniając jednocześnie skąd ono pochodzi. Wiwatom na cześć Rodrigo nie było końca.

W pewnym momencie książę Mojmir powiedział: „Szlachetny Rodrigo! Twoje zwycięstwo było niezwykłe. Dokonałeś czegoś, co nikomu się nie udawało. W dodatku zrobiłeś to z brawurą i w niezwykły sposób. Uwolniłeś mnie i mój lud od ciężkiego frasunku. Pozwól również, szlachetny panie, że odtąd aż po wieczne czasy miejsce to będzie znaczone krzyżem, który nosisz. Wszak odniosłeś zwycięstwo z pomocą Chrysta! A wokół krzyża jak Bóg da, niech w przyszłości powstanie książęca osada zajmująca się hodowlą koni. Niech one służą dobru księstwa transportując różne towary, jak do tej pory służyły występkowi. A ty szlachetny rycerzu, zgodnie ze zwyczajem twej ojczyzny, przyjmij ode mnie nowy herb. Niech w jego środku będzie tak miły ci krzyż jerozolimski. Niech go otacza to metalowe cudo nieznane dotąd na naszej ziemi zwane podkową, które walnie przyczyniło się do twego zwycięstwa. Podkowa niech będzie zwrócona w górę, albowiem pod górę musiałeś walczyć. I niech w nią będzie wpisane twoje rycerskie zawołanie: Da mihi animas”.

 

Pychowice Stare
(obejmujące teren Kostrza i Bodzowa)

Górka św. Piotra

W czasach państwa Wiślan, na teren położony w Tyńcu pod Krakowem, przybył obcy człowiek, mówiący trochę odmienną mową od tutejszych mieszkańców. Na pytania skąd przybywa odpowiadał, że z dalekiego kraju położonego na południe za wysokimi górami. Mówił przy tym pięknie o Jezusie Chryście, Bogu, który umarł na krzyżu, a potem szybko powstał z grobu. Miejscowi ludzie o Chryście słyszeli już od misjonarzy z otoczenia biskupa Metodego, ale nie bezpośrednio. Teraz słuchali przybysza i wiele się dziwowali. Wędrowiec powiedział, że pragnie zamieszkać gdzieś w okolicy na odludnym terenie, w samotni, aby modlić się do swego Boga. Miejscowy żupan wyraził na to zgodę. Wskazał mu górki leżące po tej samej stronie Wisły co Tyniec, ale bliżej Krakowa. Teren ten ludzie zwali od niedawna „Pychowice”, od kiedy to rozbójnik Pych miał tam swoją siedzibę. Okolicę tę miejscowi uważali za przeklętą, ze względu na zło, które się tam działo w czasach rozbojów. Żupan poprosił przybysza, aby swoją modlitwą przemienił to miejsce.

Przybysz z dalekiego kraju rzadko zaglądał do pobliskich osad, ale chętnie gościł ludzi w swojej pieczarze. Na pytanie o swoje zawołanie odpowiedział, iż jego matka zwała go Piotrem. Przybysz często klękał i odmawiał po cichu jakieś zaklęcia, bo kiedy wstawał z klęczek, jego twarz była rozjaśniona, jakby dowiedział się coś miłego. Na pytania, co to za zaklęcia odpowiadał, że rozmawiał ze swoim Bogiem. Miejscowi chętnie do niego przybywali, bo oprócz tego, że był gościnny, znał wiele roślin, które pomagały w różnych dolegliwościach.

Tymczasem po kilkunastu latach spędzonych w lochu księcia wielkomorawskiego były książę Krakowa Wisław został uwolniony na prośbę biskupa Metodego. Były władca Wiślan postanowił wrócić w strony ojczyste. Nie rozpoznawany już przez nikogo pieszo dotarł pod Kraków. Był starym, schorowanym człowiekiem. Postanowił nie wracać do stolicy księstwa. Nikt go tam nie oczekiwał. Od ludzi dowiedział się o niezwykłym człowieku mieszkającym samotnie w jaskini pod górą Pycha. Doszedł do pustelni i poprosił Piotra o gościnę. Został przyjęty życzliwie.

Postanowił kilka dni u niego odpocząć. Czuł się tutaj bardzo dobrze. Towarzystwo pustelnika działało na niego kojąco. Zwrócił się do Piotra z prośbą, czy nie mógłby z nim zamieszkać. Ten bez namysłu przystał na to. Zamieszkali z początku razem. Po pewnym czasie pustelnik pomógł wybudować Wisławowi chatę na jednym z niedalekich wzgórz. Pewnego dnia książę poprosił o chrzest. Został ochrzczony przyjmując za swego patrona św. Pawła apostoła. Mężczyźni modlili się razem i również często pracowali wspólnie.

Sława tych dwóch mężów była na tyle duża, że pewnego dnia jeden z młodych Wiślan postanowił zbudować swój dom między pustelnią pod górką Pycha a domem Wisława, w którym zamieszkał z młodą żoną i dwojgiem dziećmi. Niedługo potem powstał drugi dom, a potem kolejne. Zaczęła powstawać nowa osada. Niedługo potem pustelnik umarł na rękach przyjaciela wyjawiając mu na łożu śmierci, że pochodzi z możnego rodu i był dowódcą armii w swoim kraju. A zamieszkał w tej pustelni tak daleko od swojej ojczyzny, aby odpokutować grzechy popełnione w czasie wojen. Po śmierci świętobliwego męża, jak i zgonie niedługo potem Pawła – Wisława, najwyższe wzniesie w okolicy, pod którym mieściła się pustelnia nazwano Górką św. Piotra. Natomiast miejsce, w którym stał dom księcia Wisława, nazwano  przez pewien czas Górką św. Pawła. I tak pozostało do dzisiaj.

Ks. dr Robert Bieleń sdb